Po krótce, oddałam drugi rozdział pracy, co zrzuciło z moich ramion sto kilo zmartwień, sami rozumiecie, potem spakowałam bluzę, ręcznik i szczoteczkę, założyłam na nogi trekkingi, po drodze podrzuciłam bibliografię pracy na URz i potem rura na autostradę!
Weekend był cudowny, zobaczcie sami. Część pochodzi z Pienin, reszta z Tatr.
Choć zdjęcia z krokusami sugerowałyby, że byliśmy w Dolinie Chochołowskiej, to niestety, nie wchodziliśmy tam, ponieważ kolejkę po bilety uznaliśmy za zbyt czasochłonną i pojechaliśmy w bardziej undergroundowe(hehe) miejsce, na najwyżej położoną w Polsce wieś! To był strzał w dziesiątkę, podobnie jak kasza dzień wcześniej w restauracji Dobra Kasza Nasza- prosta, sycąca niedroga i przepyszna.
Reasumując, było wszystko: piękne widoki, pogoda, pyszne jedzenie, rudy kotek, no i my! :)
Było pięknie, szkoda ze nie mozna sie drugi raz zaręczyc
OdpowiedzUsuń