poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Hej wesele, hej wesele... O wielkiej uroczystości słów kilka. I zdjęć.

Postanowiłam napisać kilka słów o tym, co dotyczy ostatnio sporej części osób w moim wieku. Otrzymuję od Was co jakiś czas wiadomości z zapytaniami, o to, gdzie i jak pewne rzeczy przed ślubem i weselem zorganizować lub zamówić. Przyznam szczerze, że organizację wesela i ślubu odczułam dopiero tydzień przed całym wydarzeniem. I tak powinno być w przypadku każdego i każdej z Was. Nie chodzi mi tu absolutnie o stres przedślubny, bo emocje są duże nawet i rok przed, ale o tak zwany młyn i natłok pracy, którą realnie sami musimy wykonać przed tym wielkim dniem.

Do rzeczy. Otóż, planując wesele na rok 2019, nie należy zwalniać się dziś z pracy, rzucać studiów, czy zaniechać spotkań towarzyskich. Organizacja ślubu i wesela to nie jest lot na księżyc i wcale nie pochłania tak dużo czasu i energii, jak myślicie. Być może są takie osoby, które o zamążpójściu marzą od przedszkola, od gimnazjum kolekcjonowały zdjęcia wymarzonej sukni lub tortu ślubnego, ale ja zdecydowanie do takich nie należę. Nie należę też do osób, które mają do wszystkiego bardzo lekkie podejście. Jestem gdzieś po środku. Ja chciałam mieć po prostu fajne wesele, w pięknym miejscu i z dobrym zespołem.

Całe wydarzenie zaczęłam planować ponad rok wcześniej, choć równie świetne wesele można zorganizować w trzy miesiące (ale wtedy trzeba się troszkę spiąć). Zaczęliśmy od rezerwacji sali i zespołu. To było trochę jak ustalanie grafiku, w którym dwie dane musiały się zgrać. No i jak zespół mógł, to znowu sala była zajęta. Koniec końców udało się zarezerwować salę kongresową w Nowym Dworze i tak się szczęśliwie złożyło, że zespół Sunrise też miał wolny termin. Zatem, poszliśmy na próbę zespołu i podpisaliśmy umowę, co zajęło może pół godziny. W kolejnym tygodniu w przerwie między zajęciami wyskoczyłam z bratem do Nowego Dworu podpisać umowę. Kolejne pół godziny. Plus dojazd, do Świlczy jednak jedzie się z piętnaście minut, niech Wam będzie. No i zdawałoby się, mamy to! Wszystko zorganizowane. Ale nie.

Kolejnym punktem programu była wizyta u księdza. No i tu zaczęły się schody. Okazało się, że dominikanie udzielają ślubów tylko w soboty, a my planowaliśmy się pobrać 15 czerwca w czwartek. Jak łatwo się domyślić, wtedy wypadało Boże Ciało. Co więc zrobiliśmy? Ano, poszłam sama, bo Kamil był wtedy w delegacji, do mojej parafii- Katedry i w jakieś piętnaście minut ustaliłam termin ślubu. Jak się okazuje, księża w Katedrze są bardzo mili i pomocni, termin zaklepany. Uf, nareszcie można było zamówić zaproszenia. Zamysł jakiś tam miałam, dodatkowo przeszłam się na Targi Ślubne i po krótkiej rozmowie z panią na stoisku Miód Malina, nie miałam wątpliwości, że zaproszenia zamówię u nich. Mają śliczne dekoracje i są tacy bardzo rustykalni! Po obejrzeniu wstępnych projektów (tekst ustala się z reguły samemu), jakieś cztery miesiące przed weselem zamówiłam zaproszenia przez internet z nadwyżką bodajże 10 (gdybym się machnęła przy wypisywaniu), przyszły w tydzień. W międzyczasie robiliśmy te straszliwe kursy przedmałżeńskie w Czudcu (3 spotkania), no i całkiem rozsądny kurs przedmałżeński u dominikanów. 

Co jeszcze, co jeszcze? Zapomniałabym o sukni! Otóż, suknię kupiłam w salonie sukien ślubnych SPOSA w styczniu. Choć początkowo nie dawałam szans Rzeszowowi i szukałam w internecie używanych modeli Anny Kary, w końcu udało się znaleźć idealną, i to na miejscu! Rewelacja. Wystarczyło przyjść do salonu i przymierzyć, następnie wpłacić zaliczkę i zamówić. Choć polecam się zapisać na przymiarkę, bo ja się wbiłam trochę 'między klientami'. Schodziłam chyba z sześć salonów zanim trafiłam na wymarzony model, więc nie poddawajcie się!

Akcja kwiaty! A tak, no bo jeszcze kwiaty dla panny młodej niezamówione, olaboga. Tym się zainteresowałam jakieś trzy miesiące przed weselem. Po prostu znalazłam dekoratorkę, której estetyka przypadła mi do gustu, wysłałam zdjęcia z pinteresta i zamówiłam kwiaty. (Pozdrowienia dla Brillansdecor.) Dwa bukiety, dla pani młodej i świadkowej, wszak jeden zostawiamy pod figurą Matki Boskiej, coby czuwała nad naszym małżeństwem. Dodatkowo, zamówiłam wianek i goździka do butonierki dla mojego pana młodego.

Obrączki! Ponieważ dostaliśmy złoto od babci Kamila, nie wydaliśmy na nie dużo. Niedużo czyli 400 zł za obie, ale mamy bardzo proste i cieniutkie. Zamówione jakieś trzy miesiące przed weselem. Idzie się do jubilera, on mierzy nam palucha, wypełnia się takie zamówienie i za miesiąc są gotowe.

Ot, cała filozofia. Tak jak wspomniałam wyżej, organizacja dużych rzeczy na wesele to kwestia wykonania kilku telefonów i odnotowania odpowiednich terminów w kalendarzu. Nie jest to nic trudnego, choć wiadomo, lepiej wiedzieć, czego się szuka i zapoznać się z ofertami wcześniej.

O dodatkowych atrakcjach na ślub i wesele będziecie mogli przeczytać w kolejnym poście, bo to również dość obszerny temat. Tymczasem zobaczcie, jak wyglądały przygotowania i ślub. Za zdjęcia, z kolei, należą się wielkie podziękowania Dominikowi Twarogowi - naszemu cennemu Reportażyście. To między innymi on, jak również panie makijażystka i fryzjerka (zamówione miesiąc wcześniej- to był cud, że mogły przyjść, te usługi zamawiajcie wcześniej!), sprawił, że w tym dniu wyglądałam tak ślicznie.