niedziela, 30 sierpnia 2015

Moje miejskie wakacje w Krakowie, czyli jak zostałam zakupoholiczką

Na każdym rogu coś kusiło, a to zapachem, a to dekoracją, oryginalnością. Od czasu do czasu, szczególnie po dłuższym okresie intensywnej pracy, mam ogromną chęć wydawania pieniędzy. Choć zarzekam się, że im mniej ich roztrwonię, tym więcej wpadnie do świnki skarbonki na podróże i inne pożyteczne formy spędzania wolnego czasu, to i tak kupowanie 'pierdół' raz na jakiś czas sprawia mi bardzo dużą przyjemność. 

Tym razem przemożna chęć kupowania naszła mnie w Krakowie, podczas gdy odwiedziłam mojego chłopaka. Od rana do popołudnia on chodził do pracy, a ja szłam wtedy gdzieś na miasto, spacerowałam, jeździłam tramwajami albo samochodem i kupowałam. Nie chodziłam jednak po galeriach, bo kupowanie rzeczy łatwo dostępnych przynosi mi mało satysfakcji. Postanowiłam zatem rozejrzeć się za krakowskimi antykwariatami i szmateksami. Mission- completed. 

W każdym z miejsc udało mi się zdobyć coś ciekawego, unikatowego, a co równie ważne - po okazyjnej cenie. I tak oto stałam się posiadaczką dwóch anglojęzycznych egzemplarzy "Gwiezdnego pyłu" i "Tajemnicy Bożego Narodzenia", a także "Wierszyków domowych"(polecam dla dzieci w wieku 5-6 lat), które sprezentowałam mojemu bratankowi Aleksowi. Poza tym, kupiłam sobie do auta kasetę UB40, nie wiem w dalszym ciągu, czy moje Baleno ją odtworzy, bo nieopatrznie zostawiłam ją w Krakowie. 

Jeśli idzie o krakowskie second-handy, odkryłam swoje absolutne faworyty. Stanowczo odradzam wizytę w bigastyl(byłam sprawdziłam), ogromny moloch, a ubrania niespecjalne. W poszukiwaniu 'ekskluzywnych' używanych egzemplarzy, polecam wybrać się na ul. Krakowską na Kazimierzu i buszować tam przez pół dnia- można się ubrać na cały sezon, w rozsądnych cenach.

Pisałam w poprzednim poście o spotkaniu językowym zorganizowanym przez Language Exchange Club. Otóż, u nich praca klubu wygląda nieco inaczej niż w Rzeszowie, tam raczej nie ma spotkań grupowych, a można umówić się z kimś na indywidualne konwersacje. Kiedy byłam w Krakowie, odbyło się tylko jedno spotkanie- polsko-rosyjskie. Niestety, mimo ogromnych chęci nauczenia się i tego języka, po rosyjsku nie jestem w stanie się porozumieć, więc odpuściłam, może uda mi się pójść innym razem. Dla tych, którzy są zainteresowani, w środę w Kawiarni Stopklatka zapowiada się Czech Meeting, szkoda, że muszę być wtedy w Rzeszowie.

Jak sami widzicie, Kraków poznałam, zgodnie z zamierzeniem, od konkretnej nieco mniej turystycznej strony, ale jestem z siebie dumna, bo w niektóre z tych miejsc jeździłam samochodem, co oznacza u mnie przełamanie ogromnej bariery, nigdy wcześniej bez stresu nie jeździłam po tym mieście samochodem. 

Na koniec dodam, że aktualnie czytam "Wychowanie przez czytanie", więcej o książce napiszę innym razem, jak uda mi się dobrnąć do jej końca, ale już teraz wiem, że zgadzam się z niemal każdym słowem w niej napisanym, więc na bank będę polecać!

Pod spodem wrzucam kilka zdjęć, które udało mi się pstryknąć podczas tego szaleńczego tygodnia. Jest też jedno ze spaceru z Kamilem nad Wisłą.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz