piątek, 15 stycznia 2016

Dlaczego czasem nie wychodzi, mimo że bardzo chcemy? Notka o dzieciach z dysfunkcjami szkolnymi

Jest ich coraz więcej. W każdej szkole organizowane są zajęcia wyrównawcze na których mają przeprowadzane ćwiczenia dostosowane do ich trudności. Mowa oczywiście o uczniach z różnego rodzaju dysfunkcjami, utrudniającymi im naukę.

Nie jest łatwo uczyć, kiedy mimo ogromnego wysiłku włożonego w przygotowanie zajęć, dostrzegamy, że dziecko nadal nie robi postępów, bo nie kuma, nie skupia się, nie zapamiętuje. Szczególnie na zajęciach prywatnych, materiał MUSI być dostosowany bardzo indywidualnie. Nie chodzi tu o pobłażanie leniuchom, ale o pomoc tym, którym faktycznie z jakichś powodów nie idzie.

Zacznę od tego, że trudność trudności nierówna, bo wyróżniamy ich kilka. Językowców natomiast interesują głównie trzy: dysleksja, dysgrafia i dysortografia. Ale to nie wszystko, opinia z poradni stanowi często, że dziecko ma dwie z trzech trudności, a ich symptomy często się wykluczają. Co wtedy zrobić? Próbować. Docierać się z dzieckiem, przynosić niejednolite materiały, mieć oczy dookoła głowy.

Zdarzyło mi się przeczytać w opinii jednego dziecka, że ma problem z percepcją słuchową, natomiast u mnie na lekcjach świetnie radzi sobie z uzupełnianiem luk ze słuchu, z ćwiczeniami rozumienia ze słuchu. Ponadto, woli być odpytywany ustnie, niż pisemnie, mimo że nie ma dysleksji, a jego opinia stanowi iż lepiej czuje się w pracy z tekstem czytanym. Nie zawsze to, co zapisane trzeba uważać za niepodważalne. To bardzo indywidualne przypadki.

Pomijając to, że objawy towarzyszące trudnościom szkolnym są wielowymiarowe i niekiedy się wykluczają, często obserwujemy u takich dzieci brak koncentracji. Jak sobie z tym poradzić? O tym przeczytałam w jednym z artkułów na temat dysleksji. Wg autora, na początku zajęć należy przeprowadzić 'gimnastykę mózgu' synchronizującą współpracę półkul. To nic innego jak proste ruchy, opracowane przez doktora, który sam cierpiał na dysleksję,

 Ćwiczenia te przynoszą efekty w postaci poprawy koncentracji na zadaniach, poprawy koordynacji wzrokowo-ruchowej, poprawy różnych umiejętności szkolnych (wysławiania się, czytania, liczenia, zapamiętywania cyfr, pisania), zwiększania zdolności manualnych, uaktywniania lewej półkuli mózgu, synchronizacji współpracy obu półkul mózgowych. Ćwiczenia te usuwają zmęczenie, energetyzują, odprężają i relaksują. (http://www.dziecirosna.pl/szkola/pomoc_w_nauce/gimnastyka_mozgu.html)

Na początek polecam proste ruchy naprzemienne:
Ćwiczenie wykonujemy powoli, na przemian dotykając prawym łokciem lewego kolana, a następnie lewym łokciem prawego kolana. Powtarzamy 6-7 razy. Ćwiczenie to można modyfikować w najróżniejszy sposób (dotykanie lewej stopy prawą ręką, wyciąganie jednocześnie prostopadle do ciała lewej nogi i prawej ręki itp. ważne, żeby ruchy były naprzemienne!). 

Zachęcam do przeczytania artykułu, pomoże on w rozgrzewce przed lekcją. Sama natomiast chciałam się odnieść do pracy na lekcjach angielskiego z dziećmi dysfunkcyjnymi i zebrać tu kilka prostych zasad.


  • Po pierwsze, jeśli pisanie sprawia dziecku trudności i zwyczajnie tego nie znosi, bo trudno żeby lubiło, kiedy mu nie wychodzi nie z jego winy, odpytuj go ustnie, pisanie ogranicz do minimum.
  • Po drugie, osobiście lepiej pracuje mi się na materiałach angażujących wiele zmysłów, tj. trochę rozmawiamy, trochę słuchamy, ruszamy się i mówimy, rzadziej piszemy. 
  • Po trzecie, polecenia dla dzieci dysfunkcyjnych powinny być jasne i przejrzyste. Sama piszę je większą czcionką po polsku i przed rozpoczęciem ćwiczenia, czytam sama dziecku na głos. Do przygotowania ćwiczeń staram się używać obrazów, a poza tym wyraźnej prostej czcionki i kolorów. Im więcej się rusza, rzuca w oczy, tym więcej przyciąga uwagi, tym lepiej jest to zapamiętać. 
Pod spodem wrzucam foty niektórych ćwiczeń mojego autorstwa. Enjoy!




wtorek, 5 stycznia 2016

Miejsca niedoceniane, czyli parę słów o Polsce południowej

Za każdym razem, gdy jadę do domu rodzinnego Kamila, jego brat nieustannie naśmiewa się z podkarpacia. Że na końcu świata, że bieda, że zacofanie. Mówiłam mu już wiele razy, że mieszkam w dobrze rozwiniętym mieście, że mamy Rynek, sygnalizację świetlną, a po dwudziestej nikt nie zwija asfalltu z dróg, ale efekt osiągnęłam mierny. To nic, ja wciąż będę powtarzać, że Rzeszów jest fantastyczny, czysty i optymalny do życia, i niczego mi tu nie brakuje.

O Rzeszowie słyszy się dużo, nie tylko wśród znajomych, czy bliskich, którzy nie mają pojęcia o tym, jak tu jest, bo nigdy nie byli, nie widzieli. Odezwał się we mnie lokalny patriotyzm? Trochę tak, ale to nic złego, w końcu jest to miasto, w którym się urodziłam, gdzie mieszka cała moja najbliższa rodzina, to tu się wychowałam i przebyłam edukację od podstawówki, a studia kończę również w Rzeszowie. Próbowałam swoich sił w większych ośrodkach, ale nie wyszło. Trudno, było, minęło.

Teraz szczerze cieszę się, że mieszkam tu, i swoją rodzinę też planuję założyć w Rzeszowie. Po prostu jest mi tu dobrze, nie spędzam połowy dnia na dojazdach, nie stoję w korkach. Mało tego, mój chłopak, absolwent prestiżowego kierunku na PK, bardzo dobrą pracę dostał właśnie w Rzeszowie, nie w Warszawie, czy Poznaniu. Tak na marginesie, jestem z niego bardzo dumna.

Rzeszów jaki jest, każdy widzi, ale rzecz w tym, że jest więcej takich niedocenianych miejsc, czy miast w południowej Polsce. Przez ostatni rok spędziłam na tych terenach całkiem sporo czasu. Nie mówię już o samym podkarpaciu, ale chociażby o małopolsce, którą cenię nie tylko za Kraków, no i śląsk, którego widziałam niewiele, ale to co widziałam, przypadło mi do gustu.

Jeśli już mowa o śląsku, to co najbardziej mnie urzekło, to Beskid Mały, położony na przełomie województw małopolskiego i śląskiego, no i bardzo urokliwa Bielsko-Biała. Wstąpiliśmy do Bielska po drodze z gór, w okresie międzyświątecznym, spędziliśmy tam może godzinkę-dwie, ale ja się zakochałam. Byłam bardzo zaskoczona, bo zawsze myślałam, że śląsk to osmolone budynki z czerwonej cegły, zanieczyszczone powietrze i węgiel. A potem pojechałam do Bielska ;). Zaskakuje tam wszystko, począwszy od czystości ulic, przez wąskie przejścia między kamienicami z widokiem na góry, skończywszy na niesamowicie alternatywnych knajpkach, herbaciarniach i warsztatowniach. Jakby tego było mało, po stromej drodze na Rynek znajduje się koralikarnia, a kawałek dalej Pracownia Kreatywności, w której właśnie odbywały się warsztaty rękodzieła. Spodoba się każdemu, kto ma w sobie choć pierwiastek artysty. Zobaczcie sami, jak ładnie.






Wychodząc poza Bielsko-Białą, na śląsku jeszcze nic nie zwiedziłam. Może raz, przejazdem byłam w Katowicach, więc póki co, tę część kraju odpuszczam, ale jak już pisałam- nie generalizuję, że śląsk kopalniami stoi. Wszystko przede mną...