czwartek, 4 sierpnia 2016

Hej ho, hej ho! Do lasu by się jechało. Na początek Przylasek.

Rustykalny klimat, osobliwe gęsi i kury po drodze, drewniane domki i błękitne ukwiecone kapliczki z Maryjką. Poza tym wszystkim, kilka przewyższeń, ponad trzydzieści stopni w cieniu, na asfalcie słońce parzy, ale my się nie poddajemy. W końcu jesteśmy mocno zdeterminowani i mamy zapasy wody przy sobie, a pić chce się bardzo. Czas na moją pierwszą 'dłuższą' wycieczkę rowerową!


Trasę zaplanował Kamil, licząc, że będę w stanie przejechać około 30 km. Świetnie oszacował moje możliwości, z umiarkowanym zmęczeniem dojechaliśmy do kapliczki i studni w Przylasku(poniżej zdjęcia). Przy tej magicznej kapliczce o godz. 15:00 odbywa się w niedzielę msza z poświęceniem rowerzystów, my przyjechaliśmy o 13:15(tak dobrze mi szło), więc zostaniemy innym razem. Dwa tygodnie temu dokładnie tyle- 30 km- pokonałam, z wielkim wysiłkiem. Tym razem wysiłku było również co nie miara, jednak moja forma widocznie się poprawiła, co tym bardziej motywuje do dalszego działania. Jako, że mój narzeczony na rowerze zwykł przebywać dużo dłuższe trasy niż ja, po dużo bardziej górzystych terenach, postanowił mnie swoją pasją zarazić. Z pozytywnym rezultatem, naprawdę mi się spodobało. A że dodatkowo zaczęłam ćwiczyć siłowo, mam dużo więcej energii i... siły! Jestem z siebie naprawdę dumna. Wielu z Was uzna pewnie wynik 30 kilometrów za łatwiznę. Dla mnie to było duże osiągnięcie i przekroczenie pewnej granicy, poczułam, że naprawdę mogę przejechać spory kawał rowerem, nie dusząc się po drodze ze zmęczenia.


Rower stał się zatem dla mnie świetną zajawką na wakacje. To naprawdę super sprawa, a gdy dodatkowo czuje się wzrost kondycji, czuje się i motywację. Już nie mogę się doczekać weekendu. Wybieramy się do Krynicy i tam też planujemy wybrać się na trasę. Rower, dodatkowo, stał się dla nas sposobem na złapanie oddechu po całym tygodniu pracy. Mimo że w trasie człowiek też się męczy, to i relaksuje, a tego już nam nikt nie zabierze.  Także, wskakujemy jutro w baleno i pędzimy do Krynicy, a potem przesiadka na rower i, kto wie, może uda się dołożyć 10 km do mojego osobistego rekordu?

Poniżej wrzucam zdjęcie trasy, którą jechaliśmy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz