Trasę zaplanował Kamil, licząc, że będę w stanie przejechać około 30 km. Świetnie oszacował moje możliwości, z umiarkowanym zmęczeniem dojechaliśmy do kapliczki i studni w Przylasku(poniżej zdjęcia). Przy tej magicznej kapliczce o godz. 15:00 odbywa się w niedzielę msza z poświęceniem rowerzystów, my przyjechaliśmy o 13:15(tak dobrze mi szło), więc zostaniemy innym razem. Dwa tygodnie temu dokładnie tyle- 30 km- pokonałam, z wielkim wysiłkiem. Tym razem wysiłku było również co nie miara, jednak moja forma widocznie się poprawiła, co tym bardziej motywuje do dalszego działania. Jako, że mój narzeczony na rowerze zwykł przebywać dużo dłuższe trasy niż ja, po dużo bardziej górzystych terenach, postanowił mnie swoją pasją zarazić. Z pozytywnym rezultatem, naprawdę mi się spodobało. A że dodatkowo zaczęłam ćwiczyć siłowo, mam dużo więcej energii i... siły! Jestem z siebie naprawdę dumna. Wielu z Was uzna pewnie wynik 30 kilometrów za łatwiznę. Dla mnie to było duże osiągnięcie i przekroczenie pewnej granicy, poczułam, że naprawdę mogę przejechać spory kawał rowerem, nie dusząc się po drodze ze zmęczenia.
Poniżej wrzucam zdjęcie trasy, którą jechaliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz