wtorek, 5 stycznia 2016

Miejsca niedoceniane, czyli parę słów o Polsce południowej

Za każdym razem, gdy jadę do domu rodzinnego Kamila, jego brat nieustannie naśmiewa się z podkarpacia. Że na końcu świata, że bieda, że zacofanie. Mówiłam mu już wiele razy, że mieszkam w dobrze rozwiniętym mieście, że mamy Rynek, sygnalizację świetlną, a po dwudziestej nikt nie zwija asfalltu z dróg, ale efekt osiągnęłam mierny. To nic, ja wciąż będę powtarzać, że Rzeszów jest fantastyczny, czysty i optymalny do życia, i niczego mi tu nie brakuje.

O Rzeszowie słyszy się dużo, nie tylko wśród znajomych, czy bliskich, którzy nie mają pojęcia o tym, jak tu jest, bo nigdy nie byli, nie widzieli. Odezwał się we mnie lokalny patriotyzm? Trochę tak, ale to nic złego, w końcu jest to miasto, w którym się urodziłam, gdzie mieszka cała moja najbliższa rodzina, to tu się wychowałam i przebyłam edukację od podstawówki, a studia kończę również w Rzeszowie. Próbowałam swoich sił w większych ośrodkach, ale nie wyszło. Trudno, było, minęło.

Teraz szczerze cieszę się, że mieszkam tu, i swoją rodzinę też planuję założyć w Rzeszowie. Po prostu jest mi tu dobrze, nie spędzam połowy dnia na dojazdach, nie stoję w korkach. Mało tego, mój chłopak, absolwent prestiżowego kierunku na PK, bardzo dobrą pracę dostał właśnie w Rzeszowie, nie w Warszawie, czy Poznaniu. Tak na marginesie, jestem z niego bardzo dumna.

Rzeszów jaki jest, każdy widzi, ale rzecz w tym, że jest więcej takich niedocenianych miejsc, czy miast w południowej Polsce. Przez ostatni rok spędziłam na tych terenach całkiem sporo czasu. Nie mówię już o samym podkarpaciu, ale chociażby o małopolsce, którą cenię nie tylko za Kraków, no i śląsk, którego widziałam niewiele, ale to co widziałam, przypadło mi do gustu.

Jeśli już mowa o śląsku, to co najbardziej mnie urzekło, to Beskid Mały, położony na przełomie województw małopolskiego i śląskiego, no i bardzo urokliwa Bielsko-Biała. Wstąpiliśmy do Bielska po drodze z gór, w okresie międzyświątecznym, spędziliśmy tam może godzinkę-dwie, ale ja się zakochałam. Byłam bardzo zaskoczona, bo zawsze myślałam, że śląsk to osmolone budynki z czerwonej cegły, zanieczyszczone powietrze i węgiel. A potem pojechałam do Bielska ;). Zaskakuje tam wszystko, począwszy od czystości ulic, przez wąskie przejścia między kamienicami z widokiem na góry, skończywszy na niesamowicie alternatywnych knajpkach, herbaciarniach i warsztatowniach. Jakby tego było mało, po stromej drodze na Rynek znajduje się koralikarnia, a kawałek dalej Pracownia Kreatywności, w której właśnie odbywały się warsztaty rękodzieła. Spodoba się każdemu, kto ma w sobie choć pierwiastek artysty. Zobaczcie sami, jak ładnie.






Wychodząc poza Bielsko-Białą, na śląsku jeszcze nic nie zwiedziłam. Może raz, przejazdem byłam w Katowicach, więc póki co, tę część kraju odpuszczam, ale jak już pisałam- nie generalizuję, że śląsk kopalniami stoi. Wszystko przede mną...


2 komentarze: